Kupujemy skuter

W zeszłym tygodniu postanowiliśmy, że musimy kupić skuter. Bez bycia bardziej niezależną i samodzielną nie mam szans znalezienia pracy, więc tę decyzję niejako wymusiło na nas życie. Od razu w ruch poszedł internet i sprawdzanie co trzeba zrobić aby nabyć skuter. Równocześnie szukaliśmy na grupach na facebooku oraz na marktplaats'u (coś pomiędzy polskim allegro, a olx) ofert sprzedaży skutera.

Najważniejszą decyzją jaką musieliśmy podjąć zaraz po tym jak zdecydowaliśmy się na zakup skutera było to, czy chcemy skuter na niebieskiej tablicy rejestracyjnej czy na żółtej. Różnica w kolorach jest bardzo istotna. Skuter na niebieskiej tablicy rejestracyjnej ma założoną blokadę i jego prędkość maksymalna wynosi 25 km/h. Do prowadzenia takiego skutera nie jest wymagane prawo jazdy, a poruszać się nim można po ścieżkach rowerowych. Nie potrzeba również kasku. Natomiast skuter na żółtej tablicy rejestracyjnej osiąga maksymalnie 45 km/h, a do jego prowadzenia wymagane jest prawo jazdy kategorii AM. Użytkownik takiego skutera musi mieć kask. Skutery, zarówno na żółtych jak i na niebieskich tablicach, można prowadzić od 16 roku życia.

Zdecydowaliśmy, że na początek zacznę od jazdy na skuterze z niebieską tablicą rejestracyjną.

Aby móc nabyć skuter musiałam zdobyć z Gemeente (holenderski urząd gminy) dokument potwierdzający, iż jestem zameldowana w Holandii. Bez meldunku w kraju tulipanów nie da się kupić skutera, droższego roweru (te też potrafią mieć tablice rejestracyjne) ani samochodu. Udałam się w piątek do urzędu i jedyne co udało mi się załatwić to umówić się na spotkanie na poniedziałek. A wszyscy znajomi twierdzili, że ten papierek dostanę od ręki... W poniedziałek o umówionej godzinie stawiłam się w urzędzie i w ramach zadość uczynienia za to, że w piątek odeszłam z kwitkiem, dostałam wymagany dokument zupełnie za darmo! Zaoszczędziliśmy 18,40 euro.

We wtorek rano, mając w ręce dokument o meldunku oraz dokument, który dostaliśmy w salonie, gdzie nabyliśmy skuter pojechaliśmy do RDW (holenderski urząd komunikacji). Tam na chybił trafił pobraliśmy numerek. Dobrze nie usiedliśmy jak zostaliśmy wezwani do okienka. Pani uprzejmie nas poinformowała, że wybraliśmy złą opcję na maszynie z numerkami (wszystko po holendersku, więc nie wiadomo było co wybrać), ale bez problemu nas obsłużyła. Po 2 minutach i opłacie w wysokości 9,98 euro, skuter był już na mnie przerejestrowany. W Holandii tablice rejestracyjne zmieniają właściciela wraz z autem czy skuterem, a nie tak jak w Polsce - kupujesz używane auto, musisz wymienić tablice.

Następnym krokiem było kupno ubezpieczenia. To też udało się nam załatwić w ciągu maksymalnie 30 minut, a w ubezpieczalni potraktowali nas jak królów. Zaproponowano nam grę na fliperach, do picia kawę/herbatę/energetyki/czekoladę/piwo (w Holandii można prowadzić po 2 piwach) i sama nie pamiętam co jeszcze, a może byśmy chcieli pooglądać telewizję? Do wyboru wszystkie polskie kanały. Szok! Wybraliśmy droższą wersję ubezpieczenia obejmującą nie tyko OC, ale również AC i biedniejsi o niecałe 12 euro miesięcznie w pełni legalnie możemy użytkować skuter.

Wystarczyło już tylko pojechać do komisu, odebrać skuter i jeździć. Ku naszemu zdumieniu do skutera otrzymaliśmy gratis blokadę (tu też kradną), a w środę pocztą przyszedł list z RDW, w którym był nowy dowód rejestracyjny. Obecnie czekamy tylko na dokumenty z ubezpieczalni, ale nie jest to żaden problem i skuter możemy normalnie użytkować. W bazie danych skuter widnieje jako ubezpieczony, tylko póki co ja nie mam potwierdzenia tego.

Teraz tylko trzeba nauczyć się na nim jeździć. Ale to idzie mi już całkiem nieźle... ;)